Następnego poranka Liz szybko pobiegła na dół aby zjeść i wyjść na przystanek, w celu spotkania Chada. John siedział przy stole na wpół przytomny i popijał wodę gazowaną. Nie odzywając się wzięła dżem z lodówki i prędko posmarowała nim kanapki. Usiadła przy stole i zaczęła jeść bardzo szybko.
- Co wczoraj robiłaś? – mruknął tata.
- A co mogłam robić? Siedziałam w domu, bo nie pozwoliłeś mi iść na koncert własnego brata. – warknęła.
- Nie pozwoliłem? – uniósł brwi i skierował wzrok na kwiaty znajdujące się na stole. Po chwili dodał: A Benowi pozwoliłem?
Lizzie walnęła rękami w stół i wstała łapiąc torbę.
- Jesteś żałosny. Idę do szkoły. Cześć. – kiedy otwierała drzwi usłyszała z ust ojca „przepraszam” ale nie miała zamiaru tego wysłuchiwać.
Zirytowana usiadła na przystanku. Miała cichą nadzieję, że Chad zaraz tutaj przyjdzie, jednak Ben ją dogonił i razem wsiedli do busa.
- Czemu nie przyszłaś wczoraj? A ojciec dlaczego taki przybity? Stało się coś? – wypytywał.
- Miałeś farta bo i ty byś nie zagrał wczoraj. – mruknęła patrząc w widok za oknem.
Brat chwilę analizował słowa Liz po czym zorientował się o co chodzi.
- Napił się? – westchnął. – Przykro mi, że mnie wtedy nie było przy tobie.. – powiedział cicho.
Słowa Bena zdziwiły dziewczynę, bo rzadko kiedy był taki czuły. Zazwyczaj skakali sobie do gardeł, ale z wiekiem było coraz lepiej.
- Nie ma sprawy. – oparła głowę o jego ramię.
- Hej.. – szepnął. – Chad wczoraj wcześniej się urwał… nie masz z tym nic wspólnego, co? – zachichotał.
- Cicho siedź. – stuknęła go ręką.
Do godziny piętnastej Lizzie nie wypatrzyła w szkole Chada, dlatego uznała, że dziś nie będzie zawracać sobie nim głowy. Wróciła do domu, ojca nie było. Zrobiła sobie obiad, powędrowała do pokoju i przysiadła do lekcji. Co chwilę zerkała na telefon i kiedy zobaczyła migające, czerwone światełko szeroko się uśmiechnęła.
- To urocze, że się tak uśmiechasz, kiedy widzisz wiadomość ode mnie ; )
Dziewczyna zmrużyła oczy i chwilę się zastanowiła. Za moment przyszedł drugi sms.
- Balkon, sieroto ; *
Liz skierowała wzrok za duże, szklane drzwi i ujrzała tam szeroko uśmiechającego się Chada.
Przygryzła wargi i wyszła do niego.
- Co tu robisz? – zaśmiała się. – Nie byłeś w szkole. – zmierzyła go wzrokiem.
- Nie byłem… nie tracę czasu na takie rzeczy. – wzruszył ramionami.
- A ja właśnie jestem w trakcie nauki, więc nie trafiłeś. – spojrzała mu w oczy.
- Czyżby? – złapał ją za rękę i pociągnął do pokoju. Obrócił parę razy aż w końcu dziewczyna straciła równowagę i upadła na łóżko.
- Co ty wyprawiasz? – śmiała się i próbowała wstać jednak on położył się obok niej, co trochę speszyło Liz.
Ich twarze znajdowały się bardzo blisko. Każdy oddech Chada poruszał kosmykami włosów Lizzie.
- Chad.. – spojrzała na niego. – Ja nie…
- Wiem. – odparł. W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi jej pokoju. Oboje zerwali się z łóżka nie wiedząc co ze sobą zrobić, kiedy wszedł Ben.
- Chad? – uniósł brwi. – Siemano. – przybił mu piątkę. – Co ty tu robisz? – zapytał rozbawiony.
- Wprosiłem się. – odparł obojętnie lekko się uśmiechając. – Jednocześnie wpadłem na próbę. – dodał.
- Niedługo to z innego powodu wpadniesz. – chłopcy się roześmiali a Liz złapała poduszkę i rzuciła nią w Bena.
- Wynocha, już! – krzyknęła lekko się uśmiechając.
- Chciałem tylko zapytać czy mi też obiad robiłaś. – powiedział dalej się śmiejąc.
- Idiota. – wypchnęła brata za drzwi zamykając je za sobą.
Chad ciągle stał i się patrzył, bardzo wyraźnie rozbawiony.
- A ty co? – wzruszyła ramionami. – Ciebie też się to tyczy. – wskazała balkon.
- Ale ja przecież nic nie zrobiłem. – nadal się śmiał, aż dziewczyna zaczęła wypychać go na zewnątrz.
- Nie mogę drzwiami chociaż?
- Nie. Za karę. – założyła ręce na biodra.
Otworzył usta aby jej odpowiedzieć, ale uznał, że to nie ma sensu. Podszedł do niej, jednak Liz się cofnęła.
- Spokojnie. – uśmiechnął się zadziornie i dał jej buziaka w policzek, po czym zwinnie zszedł na sam dół i powędrował na próbę do Bena.
Znajomość Lizzie i Chada rozwijała się bardzo dobrze. Minęły trzy miesiące i właśnie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia czyli gwiazdka. Przygotowania rozpoczęły się już trzy tygodnie wcześniej. Każdy na siłę próbował upiększyć swój dom. Lizzie bardzo lubiła święta i wkładała w to całe swoje serce, w przeciwności do Bena, który dzień przed wigilią siedział w garażu i ćwiczył repertuar.
- Myślisz, że to jej się spodoba? – zapytał Chad siedząc na piecu od gitary.
Ben zmierzył wzrokiem małą, niebieską torebkę i odparł:
- Dziewczyny lubią takie bzdety. – prychnął. – Stary, do tej pory nie wierzę, że minęło już tyle czasu a wy nadal nic…
- Uznałem, że zaliczanie pierwszej lepszej wyszło już z mody. Choć przyznam, chciałbym z nią coś… - pokiwał głową.
- Chcesz iść do łóżka z moją siostrą? W Boże Narodzenie?
- Nie do łóżka. – skrzywił się i wstał. – Chciałbym, żebyśmy byli razem.
- Myślę, że to już odpowiednia pora. – powiedział odkładając gitarę, kiedy rozległ się krzyk Lizzie.
- BEEEEN! RAZ MI DO KUCHNI!
Chłopcy spojrzeli na siebie i wyszli z garażu.
- Co jest? – zapytał chłopak, kiedy zauważył rozwścieczoną siostrę w kuchni.
- Chad? – spojrzała na niego. Była ubrana w fartuch, który był upaćkany czekoladą, siwe dresy i podkoszulkę. Na nosie i we włosach miała mąkę. – Czy ty już na zawsze przyczepiłeś się do naszej rodziny? – spojrzała na niego z wyrzutem po czym się odwróciła zawstydzona.
- Zaprosiłem go, wyluzuj. – Ben sięgnął ręką po lukrowanego piernika, jednak Liz odsunęła talerz.
- Właśnie o to mi chodziło. – spiorunowała go wzrokiem. – Gdzie reszta pierników? Wszystko pochłonąłeś?
- Głodny byłem, a ojciec jeszcze nie wrócił z pracy. – wzruszył ramionami.
- Ale to na święta! – krzyknęła rozżalona.
- Dobra, ja też trochę zjadłem. – puścił jej oczko Chad. – Hej… co tak śmierdzi? – zapytał.
- O Boże, ciasto! – cała trójka podbiegła do piekarnika aby uratować szarlotkę.
- Nieźle. – mruknął Ben kiedy z urządzenia wyleciała czarna chmura dymu.
Lizzie założyła ręce na biodra i spojrzała na chłopaków.
- No to teraz już tutaj zostajesz. – zwróciła się do Chada. – Macie mi pomóc robić kolejne ciasto.
To był ten dzień, kiedy rodzice Lizzie poznali Chada. Mama wróciła zza granicy na święta aby przeżyć te chwile z rodziną. Widać, że John z mety nie polubił, prawie że, chłopaka jego córki. Na jego szczęście był tam tylko przez chwilę.
- Do zobaczenia i wesołych świąt. – powiedziała kiedy Chad opuszczał ich dom.
- Nawzajem… - wyszczerzył się i wskazał palcem swój policzek. Liz przewróciła oczami podeszła do niego aby dać mu buziaka w policzek, jednak ten szybko się odwrócił i ich usta się spotkały. Dziewczyna była zaskoczona, jednak poczuła tak zwane „motylki w brzuchu”, więc nie planowała z tego rezygnować.
- Widzimy się na sylwestrze… - szepnął i odszedł.
Lizzie jeszcze długo odprowadzała go wzrokiem aż w końcu usłyszała głos mamy.
- Kolacja!
Kiedy cała rodzina siedziała przy stole rodzeństwo wreszcie poczuło prawdziwe, rodzinne ciepło. Na co dzień musieli radzić sobie sami i nie wyglądało to tak kolorowo, jak u niektórych.
- Jak idzie w pracy, mamo? – zapytała kiedy wszyscy zajadali się jajecznicą.
- Bardzo dobrze. – odparła uśmiechnięta. – Liczę na to, że niedługo będę mogła wrócić.
Ojciec zmierzył ją wzrokiem, jakby nie był zadowolony z tego, co przed chwilą powiedziała.
- Mam nadzieję, że będzie nam się wieść lepiej dzięki mojemu wyjazdowi. – dodała.
- Kupiłem sobie nową gitarę. – Ben zmienił temat.
- Oo, ciekawe. Chciałabym przyjść na twój koncert. – odparła serdecznie kiedy Lizzie zaczęła się krztusić. John zaczął klepać ją w plecy ale ta szybko odsunęła jego rękę.
- Nie. Nie trzeba. – odchrząknęła. – Ja, lepiej pójdę na górę. Jutro ważny dzień i naprawdę, wolałabym być wypoczęta. – wymusiła uśmiech i poszła na górę.
Wszyscy skierowali na nią wzrok kiedy Ben się odezwał:
- Trudno, więcej dla nas.
Lizzie coraz bardziej nienawidziła i zakochiwała się w Chadzie. Te dwa uczucia były ze sobą tak sprzeczne, że czasem poświęcała noce na rozmyślanie o jej specyficznym koledze. Koledze? Oni byli już prawie parą. Dziewczyna wiedziała czego on chce, ale nie była pewna czy ona ma na myśli to samo.
Kiedy próbowała usnąć nagle jej telefon zaczął wibrować. Na ekranie widniał napis „Chad”.
- Słucham? – ziewnęła choć naprawdę cieszyła się że zadzwonił.
- Dzwonię, żeby pozdrowić twojego tatę, bardzo miły człowiek. – powiedział śmiesznie niskim głosem.
- Oh, tak? To chyba nie ten numer. – odparła śmiejąc się.
- To nie skonfiskował ci telefonu po moim wyjściu? – zapiszczał.
- Chad, przestań. – zachichotała. – Mój ojciec taki jest, może jak go kiedyś bliżej poznasz to zmienisz zdanie.
- Od ciebie i tak się nie odczepię, więc może będzie okazja. – powiedział namiętnie.
- Chciałabym już tego sylwestra. – mruknęła.
- A ja chciałbym od ciebie jakiś prezent gwiazdkowy.
- Tak? A co byś chciał? – uśmiechnęła się do siebie.
- Skarpety… tak! Skarpety to jest to! – roześmiali się.
- Okej, masz jak w banku. – powiedziała po czym dość głośno ziewnęła. – Wiesz co, będę już iść spać. Ulotniłam się z rodzinnej kolacji żeby się wcześniej położyć, a gadam z tobą.
- Robimy to co chcemy. – zamruczał.
- Idę, Panie Kochasiu. Dobranoc.
- Dobranoc, Liz.
Chad przez cały ten czas stał pod jej balkonem z, wcześniej już wspomnianą, małą torebeczką. Zwinnie wsunął ją między słupki poręczy i wrócił do domu z cichą nadzieją, że prezent się spodoba.
Następnego dnia, z samego rana, Lizzie chcąc przymknąć drzwi na balkon zauważyła małą paczuszkę. Uśmiechnęła się do siebie i radośnie do niej podeszła zaglądając do środka. Znajdowała się tam średniej wielkości kula śnieżna, w środku, na ławce siedziała para właśnie się obejmująca. Dookoła były ustawione choinki z kolorowymi bombkami i jeden budynek. Po wstrząśnięciu kulą, cały obrazek pokrywał się puchatym śnieżkiem.
- Śliczne. – mruknęła.
- Lizzie! – usłyszała głos mamy. – Chodź mi pomożesz!
Dziewczyna spojrzała na siebie, bo była jeszcze w piżamie. Wróciła do pokoju, założyła szlafrok i z kulą w ręce powędrowała na dół.
Ben i tata byli w kurtkach i właśnie wychodzili.
- A wy gdzie? – zapytała.
- Po choinkę. Jedziesz z nami?
- O nie, nie. Ona zostaje ze mną i robimy potrawy na wigilię, tak? – odezwała się mama z kuchni.
- Właśnie. – odparła.
- To od Chada? – zaśmiał się brat kiedy zobaczył kulę.
- Może. – mruknęła.
Ojciec tylko zmierzył ją wzrokiem i momentalnie wyszli. Liz poszła do kuchni i postawiła prezent na blacie.
- Jest piękna, kochanie. – cmoknęła ją w czoło. – No to zabierajmy się do pracy.
W wieczór wigilijny Lizzie nie tknęła telefonu. Postanowiła, że kompletnie na ten magiczny czas odłączy się od znajomych i poświęci go rodzinie. Do domu zjechali się krewni z różnych stron. Ciocie, babcie, dziadki, kuzynki i tak dalej. Kiedy wszyscy, zostawiając w połowie pusty stół świąteczny, przesiedli się do salonu, w ramach większej wygody, Liz usadowiła się na fotelu obok ogromnej choinki, którą ojciec z Benem przywieźli rano. Wisiał na niej, jej ulubiony czerwony pajacyk, który dostała od babci, kiedy była jeszcze mała. Po chwili rozmyślań zerknęła na swoją liczną rodzinę, która wesoło gawędziła.
- Betty wyszła za Boba ostatnio…
- Naprawdę? Nasza Betty? – zapytała ciocia Britney.
- A Victor wyjechał do Londynu..
- Ah! Tego to zawsze ciągnęło do Europy.
Dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała za okno. Na niebie widniały malutkie, jasne gwiazdki. Siedząc w gronie rodziny, jednocześnie będąc duszą zupełnie gdzie indziej, przypomniała sobie dzieciństwo i te gwiazdozbiory…
_____________________
Udało się wstawić
Dziś nie będę się rozpisywać,ten upał odbiera siłę na robienie czegokolwiek...
Miłego dnia!
- Co wczoraj robiłaś? – mruknął tata.
- A co mogłam robić? Siedziałam w domu, bo nie pozwoliłeś mi iść na koncert własnego brata. – warknęła.
- Nie pozwoliłem? – uniósł brwi i skierował wzrok na kwiaty znajdujące się na stole. Po chwili dodał: A Benowi pozwoliłem?
Lizzie walnęła rękami w stół i wstała łapiąc torbę.
- Jesteś żałosny. Idę do szkoły. Cześć. – kiedy otwierała drzwi usłyszała z ust ojca „przepraszam” ale nie miała zamiaru tego wysłuchiwać.
Zirytowana usiadła na przystanku. Miała cichą nadzieję, że Chad zaraz tutaj przyjdzie, jednak Ben ją dogonił i razem wsiedli do busa.
- Czemu nie przyszłaś wczoraj? A ojciec dlaczego taki przybity? Stało się coś? – wypytywał.
- Miałeś farta bo i ty byś nie zagrał wczoraj. – mruknęła patrząc w widok za oknem.
Brat chwilę analizował słowa Liz po czym zorientował się o co chodzi.
- Napił się? – westchnął. – Przykro mi, że mnie wtedy nie było przy tobie.. – powiedział cicho.
Słowa Bena zdziwiły dziewczynę, bo rzadko kiedy był taki czuły. Zazwyczaj skakali sobie do gardeł, ale z wiekiem było coraz lepiej.
- Nie ma sprawy. – oparła głowę o jego ramię.
- Hej.. – szepnął. – Chad wczoraj wcześniej się urwał… nie masz z tym nic wspólnego, co? – zachichotał.
- Cicho siedź. – stuknęła go ręką.
Do godziny piętnastej Lizzie nie wypatrzyła w szkole Chada, dlatego uznała, że dziś nie będzie zawracać sobie nim głowy. Wróciła do domu, ojca nie było. Zrobiła sobie obiad, powędrowała do pokoju i przysiadła do lekcji. Co chwilę zerkała na telefon i kiedy zobaczyła migające, czerwone światełko szeroko się uśmiechnęła.
- To urocze, że się tak uśmiechasz, kiedy widzisz wiadomość ode mnie ; )
Dziewczyna zmrużyła oczy i chwilę się zastanowiła. Za moment przyszedł drugi sms.
- Balkon, sieroto ; *
Liz skierowała wzrok za duże, szklane drzwi i ujrzała tam szeroko uśmiechającego się Chada.
Przygryzła wargi i wyszła do niego.
- Co tu robisz? – zaśmiała się. – Nie byłeś w szkole. – zmierzyła go wzrokiem.
- Nie byłem… nie tracę czasu na takie rzeczy. – wzruszył ramionami.
- A ja właśnie jestem w trakcie nauki, więc nie trafiłeś. – spojrzała mu w oczy.
- Czyżby? – złapał ją za rękę i pociągnął do pokoju. Obrócił parę razy aż w końcu dziewczyna straciła równowagę i upadła na łóżko.
- Co ty wyprawiasz? – śmiała się i próbowała wstać jednak on położył się obok niej, co trochę speszyło Liz.
Ich twarze znajdowały się bardzo blisko. Każdy oddech Chada poruszał kosmykami włosów Lizzie.
- Chad.. – spojrzała na niego. – Ja nie…
- Wiem. – odparł. W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi jej pokoju. Oboje zerwali się z łóżka nie wiedząc co ze sobą zrobić, kiedy wszedł Ben.
- Chad? – uniósł brwi. – Siemano. – przybił mu piątkę. – Co ty tu robisz? – zapytał rozbawiony.
- Wprosiłem się. – odparł obojętnie lekko się uśmiechając. – Jednocześnie wpadłem na próbę. – dodał.
- Niedługo to z innego powodu wpadniesz. – chłopcy się roześmiali a Liz złapała poduszkę i rzuciła nią w Bena.
- Wynocha, już! – krzyknęła lekko się uśmiechając.
- Chciałem tylko zapytać czy mi też obiad robiłaś. – powiedział dalej się śmiejąc.
- Idiota. – wypchnęła brata za drzwi zamykając je za sobą.
Chad ciągle stał i się patrzył, bardzo wyraźnie rozbawiony.
- A ty co? – wzruszyła ramionami. – Ciebie też się to tyczy. – wskazała balkon.
- Ale ja przecież nic nie zrobiłem. – nadal się śmiał, aż dziewczyna zaczęła wypychać go na zewnątrz.
- Nie mogę drzwiami chociaż?
- Nie. Za karę. – założyła ręce na biodra.
Otworzył usta aby jej odpowiedzieć, ale uznał, że to nie ma sensu. Podszedł do niej, jednak Liz się cofnęła.
- Spokojnie. – uśmiechnął się zadziornie i dał jej buziaka w policzek, po czym zwinnie zszedł na sam dół i powędrował na próbę do Bena.
Znajomość Lizzie i Chada rozwijała się bardzo dobrze. Minęły trzy miesiące i właśnie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia czyli gwiazdka. Przygotowania rozpoczęły się już trzy tygodnie wcześniej. Każdy na siłę próbował upiększyć swój dom. Lizzie bardzo lubiła święta i wkładała w to całe swoje serce, w przeciwności do Bena, który dzień przed wigilią siedział w garażu i ćwiczył repertuar.
- Myślisz, że to jej się spodoba? – zapytał Chad siedząc na piecu od gitary.
Ben zmierzył wzrokiem małą, niebieską torebkę i odparł:
- Dziewczyny lubią takie bzdety. – prychnął. – Stary, do tej pory nie wierzę, że minęło już tyle czasu a wy nadal nic…
- Uznałem, że zaliczanie pierwszej lepszej wyszło już z mody. Choć przyznam, chciałbym z nią coś… - pokiwał głową.
- Chcesz iść do łóżka z moją siostrą? W Boże Narodzenie?
- Nie do łóżka. – skrzywił się i wstał. – Chciałbym, żebyśmy byli razem.
- Myślę, że to już odpowiednia pora. – powiedział odkładając gitarę, kiedy rozległ się krzyk Lizzie.
- BEEEEN! RAZ MI DO KUCHNI!
Chłopcy spojrzeli na siebie i wyszli z garażu.
- Co jest? – zapytał chłopak, kiedy zauważył rozwścieczoną siostrę w kuchni.
- Chad? – spojrzała na niego. Była ubrana w fartuch, który był upaćkany czekoladą, siwe dresy i podkoszulkę. Na nosie i we włosach miała mąkę. – Czy ty już na zawsze przyczepiłeś się do naszej rodziny? – spojrzała na niego z wyrzutem po czym się odwróciła zawstydzona.
- Zaprosiłem go, wyluzuj. – Ben sięgnął ręką po lukrowanego piernika, jednak Liz odsunęła talerz.
- Właśnie o to mi chodziło. – spiorunowała go wzrokiem. – Gdzie reszta pierników? Wszystko pochłonąłeś?
- Głodny byłem, a ojciec jeszcze nie wrócił z pracy. – wzruszył ramionami.
- Ale to na święta! – krzyknęła rozżalona.
- Dobra, ja też trochę zjadłem. – puścił jej oczko Chad. – Hej… co tak śmierdzi? – zapytał.
- O Boże, ciasto! – cała trójka podbiegła do piekarnika aby uratować szarlotkę.
- Nieźle. – mruknął Ben kiedy z urządzenia wyleciała czarna chmura dymu.
Lizzie założyła ręce na biodra i spojrzała na chłopaków.
- No to teraz już tutaj zostajesz. – zwróciła się do Chada. – Macie mi pomóc robić kolejne ciasto.
To był ten dzień, kiedy rodzice Lizzie poznali Chada. Mama wróciła zza granicy na święta aby przeżyć te chwile z rodziną. Widać, że John z mety nie polubił, prawie że, chłopaka jego córki. Na jego szczęście był tam tylko przez chwilę.
- Do zobaczenia i wesołych świąt. – powiedziała kiedy Chad opuszczał ich dom.
- Nawzajem… - wyszczerzył się i wskazał palcem swój policzek. Liz przewróciła oczami podeszła do niego aby dać mu buziaka w policzek, jednak ten szybko się odwrócił i ich usta się spotkały. Dziewczyna była zaskoczona, jednak poczuła tak zwane „motylki w brzuchu”, więc nie planowała z tego rezygnować.
- Widzimy się na sylwestrze… - szepnął i odszedł.
Lizzie jeszcze długo odprowadzała go wzrokiem aż w końcu usłyszała głos mamy.
- Kolacja!
Kiedy cała rodzina siedziała przy stole rodzeństwo wreszcie poczuło prawdziwe, rodzinne ciepło. Na co dzień musieli radzić sobie sami i nie wyglądało to tak kolorowo, jak u niektórych.
- Jak idzie w pracy, mamo? – zapytała kiedy wszyscy zajadali się jajecznicą.
- Bardzo dobrze. – odparła uśmiechnięta. – Liczę na to, że niedługo będę mogła wrócić.
Ojciec zmierzył ją wzrokiem, jakby nie był zadowolony z tego, co przed chwilą powiedziała.
- Mam nadzieję, że będzie nam się wieść lepiej dzięki mojemu wyjazdowi. – dodała.
- Kupiłem sobie nową gitarę. – Ben zmienił temat.
- Oo, ciekawe. Chciałabym przyjść na twój koncert. – odparła serdecznie kiedy Lizzie zaczęła się krztusić. John zaczął klepać ją w plecy ale ta szybko odsunęła jego rękę.
- Nie. Nie trzeba. – odchrząknęła. – Ja, lepiej pójdę na górę. Jutro ważny dzień i naprawdę, wolałabym być wypoczęta. – wymusiła uśmiech i poszła na górę.
Wszyscy skierowali na nią wzrok kiedy Ben się odezwał:
- Trudno, więcej dla nas.
Lizzie coraz bardziej nienawidziła i zakochiwała się w Chadzie. Te dwa uczucia były ze sobą tak sprzeczne, że czasem poświęcała noce na rozmyślanie o jej specyficznym koledze. Koledze? Oni byli już prawie parą. Dziewczyna wiedziała czego on chce, ale nie była pewna czy ona ma na myśli to samo.
Kiedy próbowała usnąć nagle jej telefon zaczął wibrować. Na ekranie widniał napis „Chad”.
- Słucham? – ziewnęła choć naprawdę cieszyła się że zadzwonił.
- Dzwonię, żeby pozdrowić twojego tatę, bardzo miły człowiek. – powiedział śmiesznie niskim głosem.
- Oh, tak? To chyba nie ten numer. – odparła śmiejąc się.
- To nie skonfiskował ci telefonu po moim wyjściu? – zapiszczał.
- Chad, przestań. – zachichotała. – Mój ojciec taki jest, może jak go kiedyś bliżej poznasz to zmienisz zdanie.
- Od ciebie i tak się nie odczepię, więc może będzie okazja. – powiedział namiętnie.
- Chciałabym już tego sylwestra. – mruknęła.
- A ja chciałbym od ciebie jakiś prezent gwiazdkowy.
- Tak? A co byś chciał? – uśmiechnęła się do siebie.
- Skarpety… tak! Skarpety to jest to! – roześmiali się.
- Okej, masz jak w banku. – powiedziała po czym dość głośno ziewnęła. – Wiesz co, będę już iść spać. Ulotniłam się z rodzinnej kolacji żeby się wcześniej położyć, a gadam z tobą.
- Robimy to co chcemy. – zamruczał.
- Idę, Panie Kochasiu. Dobranoc.
- Dobranoc, Liz.
Chad przez cały ten czas stał pod jej balkonem z, wcześniej już wspomnianą, małą torebeczką. Zwinnie wsunął ją między słupki poręczy i wrócił do domu z cichą nadzieją, że prezent się spodoba.
Następnego dnia, z samego rana, Lizzie chcąc przymknąć drzwi na balkon zauważyła małą paczuszkę. Uśmiechnęła się do siebie i radośnie do niej podeszła zaglądając do środka. Znajdowała się tam średniej wielkości kula śnieżna, w środku, na ławce siedziała para właśnie się obejmująca. Dookoła były ustawione choinki z kolorowymi bombkami i jeden budynek. Po wstrząśnięciu kulą, cały obrazek pokrywał się puchatym śnieżkiem.
- Śliczne. – mruknęła.
- Lizzie! – usłyszała głos mamy. – Chodź mi pomożesz!
Dziewczyna spojrzała na siebie, bo była jeszcze w piżamie. Wróciła do pokoju, założyła szlafrok i z kulą w ręce powędrowała na dół.
Ben i tata byli w kurtkach i właśnie wychodzili.
- A wy gdzie? – zapytała.
- Po choinkę. Jedziesz z nami?
- O nie, nie. Ona zostaje ze mną i robimy potrawy na wigilię, tak? – odezwała się mama z kuchni.
- Właśnie. – odparła.
- To od Chada? – zaśmiał się brat kiedy zobaczył kulę.
- Może. – mruknęła.
Ojciec tylko zmierzył ją wzrokiem i momentalnie wyszli. Liz poszła do kuchni i postawiła prezent na blacie.
- Jest piękna, kochanie. – cmoknęła ją w czoło. – No to zabierajmy się do pracy.
W wieczór wigilijny Lizzie nie tknęła telefonu. Postanowiła, że kompletnie na ten magiczny czas odłączy się od znajomych i poświęci go rodzinie. Do domu zjechali się krewni z różnych stron. Ciocie, babcie, dziadki, kuzynki i tak dalej. Kiedy wszyscy, zostawiając w połowie pusty stół świąteczny, przesiedli się do salonu, w ramach większej wygody, Liz usadowiła się na fotelu obok ogromnej choinki, którą ojciec z Benem przywieźli rano. Wisiał na niej, jej ulubiony czerwony pajacyk, który dostała od babci, kiedy była jeszcze mała. Po chwili rozmyślań zerknęła na swoją liczną rodzinę, która wesoło gawędziła.
- Betty wyszła za Boba ostatnio…
- Naprawdę? Nasza Betty? – zapytała ciocia Britney.
- A Victor wyjechał do Londynu..
- Ah! Tego to zawsze ciągnęło do Europy.
Dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała za okno. Na niebie widniały malutkie, jasne gwiazdki. Siedząc w gronie rodziny, jednocześnie będąc duszą zupełnie gdzie indziej, przypomniała sobie dzieciństwo i te gwiazdozbiory…
_____________________
Udało się wstawić

Miłego dnia!
